Okołoksiążkowo

Angielskie tytuły polskich książek – skąd to zjawisko?

3 października 2020
Okładki książek o angielskich tytułach

Na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy na polskim rynku książki pojawiło się wiele powieści o angielskich tytułach. Co jest przyczyną tej tendencji i co myślą o tym czytelnicy?

Daleko mi do puryzmu językowego w tej kwestii – z wykształcenia jestem anglistką i nagminnie używam słów, czy wręcz całych wyrażeń po angielsku. Staram się to robić tylko wtedy, kiedy spełnione są dwa warunki: po pierwsze – wiem, że rozmówca zrozumie; po drugie – angielski zwrot wyrazi więcej i lepiej odda znaczenie, niż jego jakikolwiek polski odpowiednik. No, chyba, że robię to prześmiewczo, jak na przykład w artykule Skustomizowany czelendż readingowy (może powinno być ridingowy? :)). Jednak muszę przyznać, że moda na nietłumaczenie tytułów ostatnio mnie… uwiera.

Angielskie tytuły są lepsze? Dlaczego wydawnictwa nie tłumaczą tytułów

Skąd ten wysyp angielskich tytułów na polskim rynku? Jedną z przyczyn, które brałam pod uwagę, były ustalenia prawne między polskim wydawcą a zagranicznym właścicielem praw do książki. Zwróciłam się więc z pytaniem właśnie do polskich wydawców. Odpowiedź przyszła tylko od pani Agnieszki Słowik z Wydawnictwa Jaguar (bardzo dziękuję!). W umowach z właścicielami praw do książek lub okładek nie ma ustaleń zastrzegających pozostawienie angielskiego czy oryginalnego tytułu. Nie bez kozery wspominam o okładce – oryginalna grafika z wkomponowanym tytułem jest wykorzystywana w Jaguarze w polskich wydaniach. To też jeden z powodów pozostania przy angielskim tytule.

W przypadku książek z Jaguara duże znaczenie ma docelowa grupa czytelników. Są to osoby młode, od najmłodszych lat otoczone angielskim – w piosenkach, grach komputerowych, serialach, Internecie. Wydawca zakłada więc, że tytuły będą zrozumiałe i nie będą stwarzały problemów w kwestii ich zapamiętania, czy chociażby wymowy. Jednak jako najważniejszy powód pani Agnieszka wymieniła właśnie znaczenie – czyli nie tłumaczymy tytułu, żeby w tym tłumaczeniu nie stracić sensu, żadnego z jego odcieni. Angielski ma to do siebie, że często w jednym słowie zawiera dużo znaczeń (o tym genialnie pisze Jagoda Ratajczak w Języcznych!). I często w tym znaczeniu zawiera się konkretny kontekst, nieuchwytny w polskich odpowiednikach (lub uchwytny, ale w bardzo długich i niezgrabnych wyrażeniach). Dowodem na to jest wiele zapożyczeń, chociażby: singiel, randomowy, oldskulowy, itd. Anglicyzmów funkcjonuje u nas wiele, ale czasami trzeba powiedzieć stop – polski jest piękny i bogaty. Polecam Waszej uwadze artykuł polszczyzny.pl na temat anglicyzmów – znajdziecie tam więcej przykładów i opinie językoznawców na ich temat.

Czytelnicy nie gęsi, swój język mają

Trudno nie przyznać racji pani Agnieszce – w końcu wskazała dokładnie te same kryteria, którymi kieruję się ja, „pożyczając” angielski. Niemniej jednak, zastanawiam się, co z czytelnikami, których znajomość angielskiego nie pozwala na swobodne zrozumienie i zapamiętanie tych tytułów? Rozpoczęłam dyskusję na ten temat na kilku fejsbukowych grupach czytelniczych. Wypowiedzi czytelników wskazują na słuszność założeń Jaguara – młode osoby nie mają nic przeciwko angielskim tytułom. Rozumieją je i nie przywiązują wagi do tego, że można byłoby dany tytuł przetłumaczyć na polski bez problemu. Zwracają też uwagę na ekonomię języka i przekaz – po angielsku da się wyrazić więcej i prościej, natomiast tłumaczenia często gubią niektóre aspekty znaczenia. Nie przepadają też za hybrydami – połączeniem angielskiego i polskiego tytułu.

Za to odrobinę starsi czytelnicy, którzy nie wychowali się w kulturze zachłyśniętej Zachodem, wolą polskie tytuły. Ich zapamiętanie i wymowa stanowi problem – często spotykam się z tym obsługując czytelników w bibliotece. Słaba znajomość angielskiego lub jej brak jest logicznym wytłumaczeniem. Są też mniejsze szanse, że nie rozumiejąc tytułu, czytelnik sięgnie po książkę. Mi zdarza się to nawet po polsku 😉

Kiedy angielskie tytuły się bronią?

Przejdźmy do konkretnych przykładów.

Nakładem Wydawnictwa Jaguar ukazały się m. in. Bad Boy’s Girl, Begin again, Black*out, Everless, First Last Look. W przypadku tego wydawnictwa większość książek o angielskich tytułach można zaliczyć do kategorii tzw. literatury kobiecej – obyczajówki i romanse young czy new adult (ha! Pożyczanko!). Jest jednak i horror, i fantasy – czyli nie zależy to od gatunku. Z wymienionych tytułów zostawiłabym pewnie tylko Black*out i Everless, ze względu na wielowymiarowość tych słów i brak słów-odpowiedników. Pierwszy tytuł po polsku rzeczywiście mógłby się nie wkomponować w okładkę, ale już powiedzmy Zacznijmy od nowa zamiast Begin again mogłoby zagrać. Moja propozycja brzmi jednak mało oryginalnie, więc i tu rozumiem. Jednak gdyby moja znajomość języka nie pozwalała na zrozumienie tych słów, bardzo, ale to bardzo irytowałyby mnie takie tytuły.

Moim ulubionym przykładem jest chyba No logo Naomi Klein. Z jednej strony możemy ten tytuł traktować jako połowicznie polski (wyraz logo funkcjonuje u nas od dawna i jest dla wszystkich zrozumiały). Z drugiej, jest dokładnie taki sam jak w oryginale. Jest też wyjątkowy, bo zawiera magiczne słówko no. Ile mamy jego odpowiedników po polsku? Nie, bez, żadnego, żadnych, ani jednej, itp., itd. Jedno słówko, dwie literki, tyle znaczenia! Plus, każdy Polak je rozumie – w końcu „no woman no kraj”. No logo broni się więc poczwórnie, nie mówiąc już o tym, że idealnie wpisuje się w ideę, której dotyczy ta książka.

Co Wy o tym sądzicie? Nie wkurza Was anglicyzowanie wszystkiego wokół? Sięgacie po książki po polsku o angielskich tytułach?

Może również spodoba Ci się:

Brak komentarzy

Zostaw komentarz