Wczoraj byłam na koncercie Mikromusic. Kameralny, wspaniały koncert. Przyznaję się, że przez wiele lat większość mojej playlisty stanowiły piosenki po angielsku. Dopiero od niedawna, między innymi dzięki Mikromusic, słucham utworów po polsku i pluję sobie w brodę, że nie robiłam tego wcześniej.
Uważam, że język polski jest piękny i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia dlaczego nie słuchałam piosenek po polsku. Angielski chyba jest po prostu łatwiejszy, krótszy, można dużo przekazać w zwięzły sposób. Okazuje się jednak, że po polsku też tak można, wystarczyło, że trafiłam na ludzi, którzy potrafią to robić dobrze. Skubas, Kortez, Leski, Natalia Przybysz, Krzysztof Zalewski, Ten Typ Mes i wielu innych. Można? Można.
Niesamowite w moich początkach z polską muzyką jest to, że wszystko zaczyna się od koncertów. Wszystkich wymienionych wyżej artystów słyszałam na żywo. O ile przed koncertami znałam po kilka piosenek, to po koncertach zawsze zaczynałam naprawdę słuchać utworów danego artysty, zgłębiać ich twórczość, szukać i poznawać jak najwięcej ich muzyki. Proces zawsze jest bardzo organiczny – przed koncertem znam utwór A i B. Na koncercie okazuje się, że utwory C, D, E itd. są fantastyczne i świetnie się bawię. Przez następny miesiąc zamęczam wszystkich wokół całymi albumami wykonawcy 😀

freestocks.org
Muzyka na żywo ma jedną ogromną, ogromną zaletę – słowa wyśpiewane prosto do mikrofonu przez osobę stojącą przed tobą, obnażającą się niejako ze swoich emocji, mają nieporównywalnie większą moc niż słuchane gdzieś z odtwarzacza. I nawet, a może szczególnie, kiedy nie słyszało się ich wcześniej. Wczoraj na koncercie dwa razy nieomal popłakałam się ze wzruszenia. Tak silne wywarły na mnie wrażenie teksty piosenek (i nie, nie mam tu na myśli utworu o wdzięcznym podtytule W dupie to mam). Chcę więcej, na pewno więc będę grzebać w Mikro-muzyce.
Okej, czyli muzyka muzyką, ale teksty robią robotę, tak? Nie zawsze, ale akurat o takich przypadkach teraz piszę. Teksty, jakby nie patrzeć, są poezją („w pustej szklance pomarańcze, to dobytek mój”, so deep!). Dość wspomnieć, że Mikromusic śpiewa Kochanowskiego (Pieśń Panny IV), a Natalia Przybysz Tadeusza Kubiaka (Kwiaty ojczyste), który napisał wiele tekstów do piosenek. I w ten oto sposób moja skromna osoba przypomniała sobie, że przecież istnieje coś takiego jak wiersze polskich poetów. I zaczęła czytać. Nowe i stare, poważne i prześmiewcze. A potem zaczęła cośtam sobie w zupełnym ukryciu pisać. I trochę była z siebie dumna.
Wniosek – moi drodzy współmole książkowi, warto chodzić na koncerty polskich wykonawców. Wśród problemów i irytujących rzeczy typu „motyla noga, nie widzę, stoi przede mną jakiś dwumetrowiec”, łokieć w żebro, pięta na stopie, cichacz puszczony gdzieś obok, brak klimy itd. itp., pojawią się też wspaniałe rzeczy typu „motyla noga, widziałam jak ten dwumetrowiec przede mną miał ciary na rękach”, słowa w uchu, łza w oku, ręka w czyjejś ręce, cichaczowe „o w dupę, ale to jest dobre” puszczone gdzieś obok.
Brak komentarzy