Okołoksiążkowo

STFU Reading Society, czyli o micie mola książkowego

19 lutego 2019

freestocks.org

Pasja piękna rzecz. A jeszcze piękniej jest ją z kimś dzielić. 

Istnieje „organizacja czytelnicza”, z braku innego określenia na ten fenomen, zwana STFU Reading Society. Pełna nazwa to Shut The Fuck Up Reading Society. Czyli Zamknij Ryj, Czytamy. Niezbyt przyjaźnie, na pierwszy rzut oka. Pozwólcie jednak, że przybliżę ideę tego towarzystwa czytelniczego. Powstało ono w Melbourne z ramienia zapalonych czytelników, którzy w co drugą niedzielę spotykają się w przyjemnym miejscu, najczęściej na powietrzu, w parkach, i wyprowadzają na spacer swoje książki. Spotykają się, by razem poczytać. Brzmi jak strata czasu na dojazd? Po co się spotykać, żeby siedzieć cicho i czytać? Pozory, jak to zwykle bywa, mylą.

Spotkania wyglądają trochę jakby kilkanaście osób na raz wpadło na ten sam pomysł – pójdę, poczytam w parku na kocyku. Takie czytanie odbywa się w sesjach – np. 25 minut czytania i 15 minut przerwy na jedzenie, siusiu, rozprostowanie kości i rozmowy. O książkach i nie tylko.

Okej, to już jest jakiś powód, by się spotkać – rozmowy. Ale zaraz zaraz, to wbrew nazwie towarzystwa, prawda? Znów pozory! Usiądźcie wygodnie, profesor molologii stosowanej Książkomir Pogrzbietowski Wam wszystko wytłumaczy.

Jak ich widzimy

Kocyk. Herbatka albo kawka. Ewentualnie winko, szczególnie w przypadku kobiet. Gdzieś niedaleko świeczka zapachowa, albo i pięć. Deszcz za oknem, wygodny fotel, sweter i ciepłe skarpy. To standardowe rekwizyty i charakterystyczne rzezy dla czytelnika-pasjonata. Wystarczy przejrzeć kilkanaście bookstagramowych zdjęć, by złapać specyficzny klimat przypisywany czytaniu hobbystycznemu – ciepło, przyjemna samotność, cisza, spokój, zwolnienie tempa, bezpieczeństwo domu. To wszystko są bardzo dobre, miłe skojarzenia. Ale w dużej mierze przerysowane i przesadzone.

Jacy są

Tu mogłabym zacząć akapit od „prawdziwy książkoholik…”, ale nie istnieje ktoś taki. Czy może inaczej – każdy książkoholik jest „prawdziwy”. Żyjesz, kochasz czytać, więc nim jesteś. Może użyję więc słowa „przeciętny” – przeciętny książkoholik nie przywiązuje tyle uwagi do okoliczności czytania. Czy to autobus, łóżko, czy kibelek – jedziemy! Czy to puste mieszkanie i piękny fotel, czy kawiarnia pełna ludzi – dajesz! Czytamy wszędzie, a nie ma chyba nic przyjemniejszego, niż czytanie na zewnątrz, wśród zieleni, w ciepłym, późnowiosennym słońcu.

Kolejna przerysowana krecha na obrazie mola książkowego to zamiłowanie do samotności i introwertyzm. Owszem, ja jestem introwertykiem i pewnie statystycznie jest nas więcej niż ekstrawertyków w czytelniczej społeczności. To naturalne – nie potrzebujemy tyle interakcji z ludźmi, więc robimy więcej w samotności. Jednak jeśli tylko mam szansę porozmawiać z kimś o książkach, chrystepanie matkobosko, strzeż tej biednej duszyczki, bo jak się już rozgadam, to końca nie widać. Uwielbiam, uwielbiam rozmawiać, tak głębiej, nie o pogodzie. I spotkałam wielu czytelników, którzy mają tak samo. Czujemy potrzebę zrzeszania się, spotykania – spójrzcie chociażby na ilość klubów książki, popularność czytelniczych forów społecznościowych, czy eventów na targach książki.

Ostatnia rzecz – cisza. Stereotypowe czytanie odbywa się w ciszy, ewentualnie przy akompaniamencie syczącego w kominku ognia czy deszczu stukającego o szybę. Mnóstwo jest gadżetów dla moli z napisami typu „Ćśśśś, czytam”. Jednak umiejętność delektowania się ciszą gdzieś zanika w świecie ciągłych powiadomień, dzwonków, bombardowanych zmysłów. I po pewnym czasie w ciszy coraz trudniej jest się nam skupić. Dlatego ja czytam przy muzyce, czasami nawet przy telewizorze, często w autobusie lub innym miejscu publicznym. Hałas w tle pozwala się skupić, bez wrażenia dziwnej, niepokojącej ciszy. Z drugiej strony, rozumiem, że często cisza w tym kontekście oznacza raczej brak rozmowy niż absolutną ciszę.

Co z tym zamkniętym ryjem?

Wracając do STFU Reading Society – idea nie zaprzecza nazwie towarzystwa. Wszystko rozbija się o wyczucie. Odnoszę wrażenie, że czytelnicy odznaczają się dużą empatią i tego samego oczekują od ludzi wokół. Tak więc, jest czas na zamknięcie ryja (czyli czas czytania) i czas na rozmowę, najlepiej o książkach. Inicjatywa towarzystwa jest zacna, nazwa myląca. Chodzi mi po głowie, aby ukraść ten pomysł, ale na pewno nie ukradnę nazwy 🙂

I pamiętajmy, że mole książkowe nie są zawsze kujonami, nudziarzami, samotnikami, zamkniętymi w sobie marzycielami (chociaż to nic złego). Nawet jeśli czują się lepiej w wyimaginowanych światach ze stron książek niż wśród prawdziwych ludzi, to spotkanie ludzi, którzy mają tak samo, jest wspaniałe. Byleby nikt ich do tego nie zmuszał. I should know, I’ve been there!

 

Może również spodoba Ci się:

Brak komentarzy

Zostaw komentarz