Jak myślicie, czy mówiąc w języku innym niż ojczysty można mieć inny charakter? Co to znaczy być osławionym „native speakerem”? Czy opłaca się zaczynać uczyć języków będąc dorosłym? „Języczni” odpowiadają na te pytania.
Z wykształcenia jestem panią filolożką. Angielską. Najciekawsze w filologowaniu były dla mnie zajęcia dotyczące psycholingwistyki, językoznawstwa kognitywnego, akwizycji języka i dwujęzyczności. Czyli wszystko to, co mówi o procesach zachodzących w mózgu podczas nauki pierwszego i kolejnego języka, jaki związek ma język z naszym postrzeganiem świata. Wszystko to porusza Jagoda Ratajczak, filolożka i tłumaczka, w publikacji Języczni. Co język robi naszej głowie. Po zakończonej fiaskiem próbie przeczytania Babel. W dwadzieścia języków dookoła świata Gastona Dorrena, liczyłam na coś zjadliwego w tej dziedzinie. I nie przeliczyłam się!
Zaplątany język, pomieszane w głowie
Języczni podzieleni są na 8 niezbyt długich rozdziałów, z których pierwszy oferuje nam spojrzenie wstecz na dwujęzyczność. Dowiadujemy się, na przykład, że według językoznawców z początku XX w. dwujęzyczność… zmniejszała inteligencję. Przeciąża umysł i prowadzi do jego „awarii”. Na szczęście to się zmieniło.
Ciekawym spostrzeżeniem jest to, że dwujęzyczność jest tak naprawdę częstszym zjawiskiem niż jednojęzyczność. Pomimo tego, większość badań skupia się na osobach jednojęzycznych lub na języku pierwszym. Przez całe swoje studia nie zdawałam sobie z tego sprawy.
Tylko kto to jest, ten dwu- lub wielojęzyczny? Kiedy można uznać kogoś za dwujęzycznego? Czy ja jestem dwujęzyczna, jeśli często myślę po angielsku, ale nie używam tego języka funkcjonując na co dzień? Znalezienie precyzyjnej definicji nie jest takie proste i nawet językoznawcy nie zgadzają się ze sobą w tej kwestii. Jedno jest pewne – dwujęzyczna osoba nie jest chodzącym słownikiem, nie działa jak słownik. Tak więc, moi mili, kiedy ktoś oświadczy wam, że zna norweski, nie zasypujcie go pytaniami typu „a jak jest po norwesku X? A jak Y?”. Człowiek potrzebuje kontekstu. A takie „sprawdzanie” tylko wyprowadza z równowagi.
Po polsku jestem choleryczką
Języczni poruszają arcyciekawą kwestię osobowość vs. język. Choć być może lepiej określić ją szerszym emocje vs. język. Badania wskazują, że mówiąc w innych językach ukazujemy inne osobowości. I tak na przykład Japonka, która w ojczystym języku jest powściągliwa i grzeczna, po angielsku przeklina i rozmawia na tematy, których po japońsku absolutnie nie porusza. Ktoś powie, że to nie kwestia języka, a kultury i tego, z kim rozmawia. Fair enough.
Ale to nie jedyny przypadek. Ja jestem takim przypadkiem. Po angielsku jestem bardziej wyluzowana, ekstrawertyczna. Często kiedy wyobrażam sobie jakąś trudną rozmowę, którą będę musiała przeprowadzić, „przełączam” się na angielski. Jest mi łatwiej, bo „polska ja” nie wie jak rozmawiać o takich rzeczach, jest nieśmiała i małomówna.
To ma też związek z pojęciem „language of detachment” – emocje najdogłębniej czuje się w pierwszym języku, jakkolwiek dziwnie to brzmi, drugi pozwala się trochę odciąć (stąd „detach”) od uczuć. Czyli „fuck” i „ich liebe dich” ma dla mnie mniejszy ładunek emocjonalny niż „ja pierdolę” i „kocham cię”. To zdecydowanie prawda.
Pięknym językiem o językach
Okej, koniec tego geekowania, teraz o samej książce zamiast o jej przedmiocie.
Języczni są zdecydowanie, jak wspomniałam wcześniej, zjadliwi. Jagoda Ratajczak opisuje wcale niełatwe zagadnienia językiem, który pozwala na ich zrozumienie. Kłania się tu na pewno znajomość teorii kognitywistów i ich uwielbienia dla metafor. A propos zjadliwi – bardzo dużo pięknych, jedzeniowych metafor pojawia się w tej książce. Nasze zaplecze językowe jest np. spiżarką, w której stoją słoiczki z marmoladkami. Te marmoladki to słowa, czy raczej całe koncepty, które ze słowami łączą się dla danej osoby. Między innymi z tym wiąże się nieprzekładalność kulturowa. Bo, dajmy na to, angielskie insecurity (jeden słoiczek) po polsku może być niepewnością, niestabilnością lub kompleksem (trzy słoiczki, lub nawet więcej, zależnie od kontekstu).
Mniam.
Mniej więcej w połowie Języcznych zaczyna się jazda pod górkę – akapity są dłuższe, zdania i zagadnienia trudniejsze. Od tego momentu miałam problem ze skupieniem się na treści, która jednak wciąż była fascynująca.
Wybaczcie, jednak jeszcze trochę pogeekuję – jakie tu są piękne terminy! Homografy interlingwalne <3 Nie-filolodzy, nie lękajcie się, wszystko jest wspaniale wyjaśnione i nie ma takich dwudziestu na jednej stronie.
Bardzo polecam!
P.S. Tak, zdecydowanie opłaca się zaczynać naukę kolejnego języka będąc dorosłym. Wasze mózgi wam za to podziękują.
Więcej tekstów o książkach tego typu znajdziecie tu.
O autorce na stronie Wydawnictwa Karakter.
Brak komentarzy