Wiersze jednej z najwspanialszych amerykańskich poetek wybrane i przetłumaczone przez równie wspaniałego Stanisława Barańczaka.
Samotniczka i dziwaczka?
Mój zużyty, biblioteczny egzemplarz „100 wierszy” jest o rok starszy ode mnie. Sam czas powstania wierszy wydaje mi się nieprawdopodobny – Dickinson równie dobrze mogłaby napisać je teraz, nie wydaja się archaiczne czy nieaktualne. Po części wynika to z tematyki utworów, uniwersalnej i ponadczasowej, po części zaś z kunsztu autorki (i tłumacza, niewątpliwie, Barańczakowe love <3)
Sam wstęp wprowadza nas do świata Dickinson, choć informacje na temat jej życia są znikome i niepewne. Podobno w pewnym momencie życia przestała wychodzić z domu i przesiadywała głównie w swoim pokoju. Jeśli przyjmiemy, że była podmiotem lirycznym swoich dzieł, rozmyślała intensywnie o Bogu, śmierci i życiu, życiu po śmierci, chorobie i miłości. Absolute weirdo.
Emily rozumie
Rozważając o wierszach Dickinson nie da się nie wspomnieć o ich nietypowej konstrukcji – z mnóstwem myślników i wielkich liter w środku zdania. Na początku trudno było mi się skupić przez te konstrukcyjne anomalia, jednak po przeczytaniu kilkunastu stron można wpaść w ten specyficzny rytm i właściwie ich nie zauważać.
Tomik czyta się szybko, jednak przy niektórych wierszach musiałam się cofnąć do początku, przeczytać je dwa, trzy razy. Na pewno nie wszystkie zrozumiałam, ale na szczęście matura z polskiego już za mną, więc nie muszę trafić w klucz. I chyba w tym tkwi szkopuł, żeby poezję rozumieć tak jak ją rozumiemy, zamiast zastanawiać się, czy może jednak nie chodziło o czerwony jako kolor krwi, a nie miłości.
Wracając do meritum – polecam Dickinson wszystkim, którzy nie czytają poezji zbyt często, ale mają ochotę to zmienić. Uniwersalność tematów, przyjazna długość wierszy i trochę mniej symboli niż u wielu poetów z kanonu sprawia, że nie zniechęcamy się tak łatwo. Z drugiej strony, wiersze nie są banalne i ckliwe, więc co bardziej wybredni też powinni być usatysfakcjonowani.

Krzątanina w Mieszkaniu.
Szczególnie ujęło mnie kilka wierszy, np. Krzątanina w Mieszkaniu lub wiersz 1078. Tak proste przedstawienie serca w żałobie jest bardzo bezpośrednie, szczere i przez to trafia w punkt.
Kolejnym ulubionym stał się wiersz 1765, Miłość jest wszystkim, co istnieje. Często myślę o miłości, zastanawiam się czym jest i czy w ogóle jest. Emily Dickinson zgasiła mnie w czterech linijkach. Nie myśl za dużo, bo i tak nic nie wymyślisz, za maluczka jesteś, nie pojmiesz!

Miłość jest wszystkim, co istnieje
Wiersz 670 z kolei idealnie oddaje uczucia osoby walczącej z wewnętrznymi demonami, na przykład z zaburzeniami lękowymi. To uczucie podczas czytania, takie bezgłośne zakrzyknięcie „Dokładnie!” w głowie, jest bezcenne.
Tego szukam w poezji. Zrozumienia, siebie, potwierdzenia, że tak wartościowe osoby jak poeci i poetki nie są idealne, są takie jak ja, ludzkie. A w tym tomie zdecydowanie można to odnaleźć.
A jako podsumowanie swojej pozycji w blogowym świecie ukradnę Dickinson wiersz 288 😉
Jestem Nikim! A Ty?
Czy jesteś — nikim — też?
Zatem jest nas aż dwoje?
Pst! Rozejdzie się — wiesz!
Jak monotonnie jest — być Kimś —
Popisującą się Żabą —
Kumkać swe imię — cały Czerwiec —
Stojącym w podziwie Stawom!
Tak więc nie zważajcie na to, co napisałam, bo jestem Nikim. lepiej sami przeczytajcie, żeby się przekonać.
Brak komentarzy