Fantasy i sci-fi Przeczytane, przemyślane

„Wojna makowa”, Rebecca F. Kuang

19 września 2020
Wojna makowa książka otoczona zestawem do kaligrafii japońskiej

O w cyc tygrysa! „Wojna makowa” to mocne otwarcie trylogii osadzonej w orientalnym świecie, okraszonej militarną strategią, magią i… opium.

Od zera…

Runin Fang, lub Rin, wie o swojej przeszłości tyle, że przez wojnę została sama. No, może nie do końca – rodzina Fangów wzięła ją, sierotę wojenną, do siebie. Ale nie z litości ani chęci pomocy, a po to, by ją wykorzystać. Najpierw do dostarczania opium klientom, a potem, żeby sprzedać ją na żonę. Jedynym światełkiem był dla niej Kesegi – młodszy przyrodni brat. Spotkanie ze swatką jest dla Rin szokiem, ale i bodźcem – musi działać, musi coś wymyślić, żeby nie skończyć w łóżku obleśnego, starego kupca.

No i wymyśliła.

Rin postanawia ubłagać przybranych rodziców, żeby dali jej szansę na dostanie się do prestiżowej akademii w Sinegardzie. Aby to zrobić, szkoli się u Feyrika, lokalnego nauczyciela. Wkuwa na pamięć dzieła klasyków, nie śpi po nocach. Jednak zdanie egzaminu okazuje się dopiero początkiem drogi pod górę. Wśród uczniów wywodzących się z rodzin z wyższych sfer, Rin ma niewielu przyjaciół. Za to wrogów narobiła sobie z prędkością światła. Ale czyż nie jest tak, że ten, kto jest potężny, zawsze ma wielu wrogów?

…do bohatera

Rin z czasem zaczyna wyróżniać się swoimi osiągnięciami w akademii. Kiedy nadchodzi czas wybrania mistrza, trafia jako jedyna do Jianga – mistrza tradycji. Osobliwy z niego nauczyciel:

– O! Będziemy ćpać? – rzuciła. – Rany!Będziemy ćpać, prawda?
– Ja będę ćpał – powiedział z naciskiem Jiang. – Ty popatrzysz.

Nauki Jianga mają pomóc Rin opanować dziwną moc, która uwidoczniła się podczas pojedynku z innym uczniem w akademii. Jiang podchodzi do tej mocy bardzo ostrożnie i nieufnie, ostrzegając Rin, że może ją pochłonąć, doprowadzić do szaleństwa. Bo Jiang doskonale tę moc zna. W Tikany krążą opowieści o szamanach, którzy z pomocą opiatów porozumiewają się z bogami. A potem tracą zmysły. Ale Rin wie, że może posiąść niewyobrażalną potęgę. Wkrótce okazuje się, że będzie jej bardzo potrzebna – na granicy wybucha wojna z Federacją Mugen i uczniowie akademii zostają rzuceni na front.

 My albo oni

Mugeńczycy są bezkompromisowi. Nie stosują się do szanują tradycji wojny, nie mają litości, wybijają wszystkich – dzieci, starców. Mają znaczną przewagę liczebną nad zjednoczonymi prowincjami. Rin trafiła do cike – wyrzutków w armii, dwyzizji szamanów. Niebezpiecznych zarówno dla wroga, jak i dla samych siebie. Pozostałe dywizje nie garną się do współpracy z cike, więc ci biorą sprawy w swoje ręce. Zwyciężają. Przegrywają. Widzą śmierć wroga. Widzą rzeź wśród pobratymców.  Rin korzysta ze swojej mocy, a ta wciąga ją coraz głębiej, i głębiej. Czego się nie robi, żeby ocalić niewinnych ludzi? W końcu po to się szkoliła w Sinegardzie.

W wojnie liczą się wartości bezwzględne. My albo oni Zwycięstwo lub klęska. Nie ma środka. Nie ma litości. Nie wolno się poddawać.

Bohaterem jest świat

Mogłabym pisać i pisać o fabule, bo wierzcie mi, jest o czym.

Świat Wojny makowej, historia prowincji, sfera tradycji i wierzeń są bogate, spójne. Mają odzwierciedlenie w wydarzeniach, w których bierze udział Rin. Konstrukcja tego uniwersum jest bezbłędna. To właśnie ten  świat, orientalny folklor, tak chwyta za oczy i serce. Niewątpliwie Wojnę wyróżnia też humor – bez obcyndalania się, dosadny, prosty, ale na pewno nie głupi – jak sama Rin. Parskania było co niemiara i jakimś cudem ten humor cudownie współgrał z tak poważnymi motywami jak uzależnienie od mocy, postradanie zmysłów, czy śmierć. Wielkie love za to.

Zwykle najbardziej podobają mi się powieści stanowiące studium bohaterów. Tutaj widzę nacisk właśnie na rozbudowanie świata, nie ewolucję bohatera. Owszem, postaci w Wojnie są wyjątkowe i wiarygodne – nie są „kartonowe”. Ale nie ma w tej książce wielu momentów zwiedzania zakamarków ich psychiki, poza fragmentami o poddawaniu się szamańskiej mocy. I, o dziwo, wcale mi to nie przeszkadza w rozkoszowaniu się nią.

Uczta dla oczu

O, Fabryko Słów, bijemy Ci pokłony za piękne wydania Wojny makowej!

Doprawdy, dawno już na polskim rynku nie widziałam tak wspaniale wydanej powieści fantasy. Ja czytałam w miękkiej oprawie. Okładka – cudo (autorstwa Sergeia Shikina). Kobieta jest główną bohaterką i nie jest rozebrana na grafice!!! A ilustracje w środku – genialne (Przemysław Truściński). Jest też pomocna mapa, wszystko utrzymane w estetyce kojarzącej się z Japonią (Paweł Zaręba). To jest jednak bardzo ważne, co by nie mówić o nieocenianiu po okładce.

Wielki szacunek również za tłumaczenie dla Grzegorza Komerskiego.

Kończąc – bardzo, bardzo, bardzo polecam. Na pewno sięgnę po kolejne tomy.

 

P.S. Dzięki Wojnie makowej mam nowe ulubione przekleństwo – o w cyc tygrysa!

Kto nie czytał, niech nadrabia, bo 14 października Fabryka Słów wydaje drugi tom. Zacieram rączki!

Więcej recenzji książek fantasy znajdziecie tu.

Może również spodoba Ci się:

1 komentarz

  • Odpowiedz Co nowego - premiery października 2020 - Książką po grzbiecie 2 października 2020 at 16:14

    […] Niepokorna Rin powraca w tomie drugim! O Wojnie makowej, pierwszej części trylogii przeczytacie tu. […]

  • Zostaw komentarz