Zapaść wyciągnęła mnie z czytelniczego dołka. Bardzo ciekawy obraz Polski o zmarnowanym potencjale, Polski kilkunasto- i kilkudziesięciotysięcznych miast, wiecznie pozostających w cieniu stolic wojewódzkich.
Jak nie *zapaść* na miłość do miasta
Reportaż oparty jest na wypowiedziach starszych i młodszych mieszkańców wybranych miast, statystykach, oraz historii opisanych miejscowości – głównie wydarzeń z okresu prywatyzacji. Rozpoczyna się tak:
Niemal połowie z dwustu pięćdziesięciu pięciu średnich miast w Polsce grozi społeczno-ekonomiczna zapaść – wynika z raportu Polskiej Akademii Nauk.
Niektóre z przepytywanych przez Szymaniaka osób całe życie mieszkały w swoich rodzinnych miejscowościach. Inne emigrowały, głównie za pracą, by potem jednak wrócić. Co takiego jest w tych miastach, że pomimo zapaści, żyli w nich, wracali do nich? Czy może już tego „czegoś” nie ma, a oni trzymają się wspomnień, nadziei?
Zapaść ekonomiczna
Podobno pracuje się żeby żyć, a nie: żyje, żeby pracować.
Podobno od paru lat mamy w Polsce „rynek pracownika”.
Podobno.
Powiedzcie to tym wszystkim ludziom z miast zapaści. Tym, którzy przepracowali pół życia w tym samym zakładzie i zwolniono ich z dnia na dzień. Tym, którzy pracują na czarno, bo tylko tak mogą opłacić wszystko, co muszą. Wreszcie tym, którym wmawiano, że muszą mieć dyplom wyższej uczelni, a którzy zaczynają ścieżkę zawodową i nie mają innego wyjścia, jak wyjechać do dużego miasta.
Szymaniak opisuje, jak duże zakłady dźwigały miasta na swoich barkach, zatrudniając po kilka tysięcy osób, zapewniając środki do życia i tworząc społeczność. A potem opisuje, jak stopniowo upadały. Bielawa, Chełm, Prudnik, zakłady obuwnicze, tekstylne, mleczarnia, cukrownia… Setki tysięcy miejsc pracy w skali całego kraju.
Zapaść społeczna
Brak miejsc pracy ciągnie za sobą wyprowadzki. Wyprowadzki ciągną za sobą wyludnienie. W mieście zostają coraz mniej ludzi w brzydko nazwanym „wieku produkcyjnym”. Lokalne społeczeństwo się starzeje. Zamykają się miejsca, gdzie młodzi ludzie spędzają wolny czas. A jeżeli nie ma takich miejsc, miasto jest nieatrakcyjne dla potencjalnych mieszkańców. I koło się zamyka.
Nie buduje się też nowych mieszkań w miastach zapaści. Za to wycina się drzewa i betonuje wszystko, co popadnie. Co razem z przestarzałymi kotłami składa się na okropną jakość powietrza, szczególnie w miasteczkach na Śląsku, ale i na północnym wschodzie. Samorządy często nie kwapią się do instalowania urządzeń mierzących jakość powietrza, a dofinansowania za już wykonaną modernizację pieców nie docierają do obywateli latami. Za to kasa na beton płynie szerokim strumieniem.
Kolejna rzecz to dostępność opieki zdrowotnej, szczególnie tej specjalistycznej. Brakuje lekarzy, pielęgniarek, ratowników – to wiemy wszyscy. Szpitale lub ich oddziały są zamykane, jak np. ten ginekologiczny w Kraśniku. Ale skala tego problemu dotarła do mnie dobitnie dopiero, kiedy przeczytałam statystyki. Są zatrważające. Na przykład dane z raportu NIK-u z 2018 r. dotyczące dostępu do opieki właśnie ginekologiczno-położniczej. Weźmy województwo podlaskie – w 93 gminach na 118 nie było tam żadnej poradni. To prawie 80 procent. Krótko mówiąc – mieszkaj w mieście wojewódzkim, albo zdychaj czekając w kolejce 5 lat, albo na karetkę godzinami.
Zapaść kulturalna
Ten podtytuł to chyba eufemizm, w tym przypadku.
W jednym z rozdziałów opisana jest historia Egipcjanina, który w Polsce zamieszkał ze względu na żonę. Otworzył w mieście kebab. Niedługo potem lokalni, ekhm, stróże czystości narodu polskiego zaczęli wymuszać na nim darmowe posiłki, na co nasz bohater się nie godził. Skończyło się to otwartymi napaściami na tle rasistowskim, a dla jednego z pracowników traumą i poważnymi problemami zdrowotnymi.
Jedno z opisywanych miast posiada dużą liczbę mieszkańców narodowości ukraińskiej. Nie czują się jak u siebie w domu, nawet Ci, którzy nie są pierwszym pokoleniem. Nawet dzieci nie są bezpieczne i stają się celem ataków narodowościowców.
Skoro w miastach jest tak źle…
…to w jakiej sytuacji jest wieś? Jestem z malutkiej miejscowości i nie mogę o tym nie pomyśleć. Dla mnie to właściwie nie nowość, że tak wygląda rzeczywistość dla większości obywateli Polski. Nie wiedziałam jednak, że na przestrzeni ostatnich 30-40 lat było o tyle lepiej, że rzeczywistość, jaką znam, to ta gorsza rzeczywistość. I myślę sobie, że mieszkańcy dużych miast, którzy w nich się wychowali, mogą wiedzieć jeszcze mniej niż ja. I dobrze byłoby nas uświadamiać, chociażby w taki sposób – reportażem.
Brak komentarzy